Spirala III - Poezje Wyjścia

 

Spis wierszy

 

1          ― Wiosna zstępuje znowu nad łąkami

2          ― Myśl, o aż lodowatych w swoim pięknie kwiatach

3          ― Toporne bloki

4          ― Bóg jest tym czego pragnie

5          ― My, okrążeni przez potęgi życia i śmierci

6          ― Miłości nie można wytłumaczyć

7          ― Ziemia ożywiona i zieleń obmyta

8          ― Chwała na wysokościach Bogu

9          ― Przybijcie mnie do ściany

10        ― Dialektyka nieskończonego.  Upadek.

11        ―        //  ―  //  ―                     Droga.

12        ―        //  ― //   ―                     Przejście.

13        ―        //  ―  //  ―                     Łaska.

14        ― Zapytany o granice czasu

15        ― Zapytany o Bożą obecność

16        ― Pytanie trzecie, o tajemnicę Bóstwa

17        ― Zamknięci nieboskłonem powietrza i ziemi

18        ― Mieliście, mieliście w ramionach

19        ― Jeśli nie uwierzysz w kaskadę światła pełni

20        ― Taki pręt głosu. Obrzydliwy

21        ― Dzisiaj już kamienie

22        ― Mam być zbawiony

23        ― To nie Kościół zostanie na marginesie

24        ― Miłosierdzie Boże, spraw

25        ― Wiedza radosna o skończeniu bytu

26        ― Biegnę pod górę, owocuję

27        ― Nie dorastamy jeszcze

28        ― Za mało, wszystko za mało

29        ― Mniej jesteśmy niż wiemy

30        ― Jakaś enigma to, magma

31        ― Wygnaj nas, Panie, z ojczyzny namiotów

32        ― Wypowiedzieć Ojcze jest więcej

33        ― Dobrzy poeci mażą się w tej glinie

34        ― Stworzyć to ! Poezję zupełną

35        ― Rozwiązywać się przez mówienie

36        ― Boże mój, powiedz mi, dlaczego

37        ― Chodźmy z pokorą po ziemi

38        ― Zatracili obraz i podobieństwo

39        ― W drogę i dalszą drogę odechciewam iść

40        ― Co tak przechodzisz

41        ― Milczysz, mój Boże

42        ― Nie mieć mądrych myśli głupich

43        ― Kto zrozumiał dosłownie biedę świata

44        ― Spirala światła. Zbiegło się we mnie wszystko

45        ― Kiedy sobie już wyznaczysz miarę i wagę

46        ― W odbiciu spojrzenia cisza przeźroczysta

47        ― On nas hoduje sobie jak ojczysko, lekarz

48        ― Niech nas zabije noc

49        ― Nic nie zastąpi pustki po człowieku

50        ― Strojni są wszyscy bogowie w chwałę

52        ― Zawiązki kwiatów w nadziei

53        ― Wszystko co trwa prawidłowo na miarę

54        ― Po wielkiej burzy przyjdzie większa burza

55        ― Z kim pójdę, kto mi kiwnie głową

56        ― Logos  czy  lotos  czy  los

57        ― Ręka zawisła w liturgicznym geście

58        ― Prawda ! Tylko nas Prawda wyzwoli

59        ― Ja też niosę Dobrą Nowinę

60        ― Próżno układać wiersze

61        ― Język upada pod sklepieniami słodyczy

62        ― Błyskawice Boże, orkany tną

63        ― Miał rację Camus

64        ― Wyważaj w sobie, jak ci mówię

65        ― Nie będę walczył

66        ― Rysa powietrza zastygła w polocie

67        ― Na rogach światła czuwaj

68        ― Zetnij mnie bracie

69        ― Czy to nie kamień uwiązł ci na plecach

70        ― Obłęd na moją głowę

71        ― Zczyszczony, wyłyżeczkowany do podeszew

72        ― Nie obiecuję żadnej radości

73        ― Z tego, nic już nie da się powiedzieć

74        ― Świt, ciągle nowy, różowa korona z cierni

75        ― Ten, który słuchał―by już własnej muzyki

76        ― Don Kichot

77        ― Marfa Pietrowna śmierć

78        ― Omsknięty, od tego tam

79        ― Mogę jeszcze wierzyć

80        ― Słyszę pisk Ziemi   

81        ― Jak strumień i kryształ

82        ― Kto nas prowadził

83        ― Chmuro, chcę cię

84        ― Jutro już zapomnimy swych imion

85        ― Jak jesteśmy czyści

86        ― Pozdrawiam noce cęgów

87        ― Z Otchłani śmierci naszych

88, pierwszy. ― Krzysztof Milski.

                W tej gęstniejącej brei codzienności.

Odpowiedź.

88, drugi. ― Krzysztof Milski.

      Nie myśl że się boję.

      Odpowiedź.

 

 

1.

Z cyklu  (Opętanie).   Brzemię.

 

 

Wiosna zstępuje,

znowu,

nad łąkami —

i łabędzie — śniące

polatują.

 

 

Także, w symetriach miasta

otwierają się domy

ożywione nadzieją

nowego,

i kwiaty porozumiewają się ukradkowo,

w gniazdach balkonów,

o czystości słońca.

 

 

 

Wzrasta niepowstrzymanie

pęd do radości

u ludzi i zwierząt;

że jeszcze się czuwa

i pochwytuje

niebłahy przecież płomień

żywego istnienia —

z sekundy na sekundę

do ostateczności …

 

__________________________________________________

 

 

Lecz ja, spoczywam

w zaułku mojego serca

nieobecny temu —

pod pylonami

przeznaczenia,

i jak przygwożdżony,

wypatrując wzniosłego wyzwolenia

z wymiarów

kryształowej góry:

położonej

na obraz

i podobieństwo

zżerającego mnie

Mitu.

 

 

2.

 

Z cyklu /W innym wymiarze/.  Fryderykowi Hoelderlinowi.

 

 

Myśl, o aż lodowatych w swoim pięknie kwiatach,

silniejszych od śmierci, realniejszych od życia,

po cienkiej strunie szaleństwa porywających miłość

do nowych obrazów,—

wiedzie przez nieokreślone, ale nieodparte

samostosy wszystkich innych celów.

 

Dokąd prowadzi światłość

tego, co już jest raczej ponad ukoronowaniem

ostatecznych pragnień, jak Sąd Ostateczny —

żre i żre najjaśniejsze amfilady mózgu,

póki nie  spocznie —  książę w swej ojczyźnie

i prawy spadkobierca

wśród podniesionej do tajemnic Człowieka materii.

 

Myśl to o ludziach ludzi,

istnieniu istnienia,

odzyskanej wolności

i spełnionym pięknie —

okrytych płaszczem

ekstremizmu radości.

 

Czas i przestrzeń trzeba odkopnąć, jak plugawego psa,

jeżeli nie są rodzeniem się

tak wyglądanego przez poetów Eteru,—

oczywistości wszystkich

wyzwolonych od pokornie  tępego przeżuwania

codziennego pyłu słaboznacznej ziemi;

trzeba porzucić siebie ciężarnych w nieobecność

na dalekich polach — stanowiących,

o aż lodowatych w swej harmonii kwiatach.

 

 

3.

 

Z cyklu /Opętanie/.  Boleść metafizyczna.

 

 

 

Toporne bloki, bez-serdeczne chmury —

w Mieście tym, Panie, nie jestem prawdziwie;—

wszystko są rzeczy;— nieistotny promień

węszy po skórze, po szklarynie oczu ~

w harmonii orkiestr poskręcanych gwoździ,

puszek, pudełek i obleśnych kwiatów,—

na ziemi płaskiej, jak więzienna misa,

(pohaftowanej w babilońskie wzorki)

obojętnej i błahej wśród niedojasności.

 

 

W Mieście tym, Panie, nie jestem prawdziwie,

tu, gdzie umieram: tutaj się nie rodzę: —

tam jest me serce, gdzie jest Chwała Twoja,—

w sens się przemienię, gdy Cię spotkam w drodze.

 

 

4.

 

Wiersze Nowe.  Przejście.  Boleść mistyczna.

 

 

Bóg, jest tym,

czego pragnie dusza moja.

 

 

Nie jem, nie piję i nie modlę się

wyczekując na Boga mojego —

zapadam się w milczenie.

 

 

W mózgu mym umęczonym,

w ciele — zaplątanym

wyglądam Go nieodmiennie,

czyby się gdzie nie znalazł.

 

 

Już wiem, już wiem na pewno

i nie przyjmę innych wiadomości:

 

 

Bóg — jest tym wszystkim,

czego pragnie moja dusza.

 

 

5.

 

Z cyklu /Widzenia i głosy/.  Sfery.

 

 

My, okrążeni przez potęgi

życia i śmierci

mkniemy niechybnie —

wtłoczeni, po elipsach

trwogi            i drżenia

 

 

mijając ogrody

w swych gąszczach skupiające światło,

i wstrząsające,      lecz te

mijając w torturze szeptów codzienności

i grobem pobielanym,

kokonem zwątpienia.

 

 

Mijamy —

w zagryzie szczęki niepokorni

od zawsze po czas

wyzwolenia.

Odchodzimy, jak ci

wszechwiedzący w swoim kołataniu

do bram, do bram.

 

 

6.

 

Wiersze Nowe.  Realności.

 

 

Miłości nie można wytłumaczyć,—

nie wyjaśnia ją wcale

walka

na targowisku walorów,

ani też hydra

zawsze — pożądania.

 

Ale miłość, te szaleństwo

jest błędem,

irracjonalną siłą umysłu,—

bez których żyć nie podobna,

nie — podobna.

 

Dzięki temu i innym wypaczeniom

sztywnych instynktów logiki —

istniejemy radośnie,—

bo naga prawda właściwości rzeczy

jest opisaniem się tylko

zupełnej śmierci.

 

Płyńmy korytem miazgi

bez znikczemnienia,

i niech opętanie nasze

będzie najpiękniejsze,

w tym dniu,

w którym jeszcze

jesteśmy,

na przekór —

wszystkim pętom zniszczenia.

 

 

7.

 

Z cyklu /W innym wymiarze/.  Summa.

 

 

Ziemia ożywiona,

i zieleń obmyta

w oddechu Boga

igra radośnie.

 

 

Miłość łagodnie

przenika ludzi,

a oni wpółwolnie

odpowiadają.

 

 

Ogrody stoją szepczące

w skupieniu, w nadziei,

 gdzie nowe,

jak kłącze sensowne

wyrasta nieśpiesznie.

 

 

I mierzwa i miazga

są prześwietlone

w rodzący się nowy porządek.

 

 

Tak dzieje się wszystko

w jasnej obecności

Prowadzącego,

lecz poprzez czas

w niedocieczonej męce konieczności.

 

 

8.

 

Wiersze Nowe.  Dawidiana  1.

 

 

1.         Chwała na wysokościach Bogu,

który przenika ziemię aż do wnętrza

i rodzi w duszach upragniony pokój.

 

 

2.         On jest naszym życiem i umieraniem,

w Nim mamy nasze zmartwychpowstanie.

Modlimy się i otrzymamy

radość życia i pociechę w śmierci.

 

 

3.         Ziemia błogosławi Panu,

wielbią Go ludzie szukający prawdy.

 

 

4.         Gdy Bóg jest ze mną

zwyciężyłem świat —

aby kochać znów wszystko

w wejrzeniu Bożej miłości.

 

 

9.

 

Wiersze Nowe.  Ta oczywistość.

 

 

Przybijcie mnie do ściany

zakneblujcie,

abym z radości

nie uciekł od siebie,

ciśnijcie mnie przez gwoździe powietrza

 

 

Bo żyje Bóg !

cały w swym Jestestwie,

i dlatego

może,

w każdym prochu chwili

przyjść tutaj do mnie

w gości.

 

 

10.

 

Wiersze Nowe.  Dialektyka nieskończonego. I.  Upadek.

 

 

                                                  Profesorowi

                                                  Kazimierzowi Dąbrowskiemu

                                                  dedykuję z miłością.

 

 

Za dużo chciałeś.—

Jedność w doskonałości!

Jest wielką niemocą

urzeczowionej materii ;

totalny człowiek

piękna i dobra —

może jeszcze większy

w porządku goryczy

niż Mit o człowieku,

został się pośmiewiskiem :

na wytęsknionym niebie...

pogromu możliwości

i Ziemi chleba.

 

Co cię zdradziło?

rachityczny listek

z najdotkliwszego przecież

drzewa wiadomości

niedoprzebóstwienia —

tyle znaczył, co lasy —

jednowymiarowe,

o strukturze poziomej

samych przez się

cieni.

 

I ty zdradziłeś:

bezwarunkową logikę życia —

logikę śmierci

uprzedmiotowionej.

 

Horyzonty brzóz,

berlińskie topory, hurysy

i pierścienie światła

niczym są, jałowością

wobec pierwszeństwa

znaczenia Człowieka —

wyniszczenia, wolności i kłamstwa.

 

Nic naprzeciwko.

Dostatecznie chciałeś

i prawdomównie,—

jak dzieci

nie wytresowane jeszcze do bebechów

pokornej akceptacji

skończoności nieogarnionego.

 

Teraz

grozą nieprzejednania

samo-dławiącej się woli,

przypisanej na ślepo,

przykutej widomie

do prawa spełnienia i wypełnienia

kategorycznej

doskonałości gatunku — / w swym ponadumyśle / —

mieszkańcy myśli wyludnili duszę.

Zostawiając na pastwę:

nagi rdzeń życia, ożywione mięso

 

rodzące wirtualnie ze swych maszynerii,

tak opuszczonych,

równoważność pustki.

 

Ta pustka, tylko,

zwie się:—

schizofrenia.

 

Masz teraz ją zamiast boskości.

Hybris?

Niezawisłe jak Bóg nieistnienie.

 

Wiosna nie kwitnie

i zima nie ziębi

na pogorzeliskach ostatecznych bitew.

Twoi najbliżsi opuścili ciebie,

w godzinę próby —

śpiąca królewna zbiegła cichaczem

na plewę pastwisk

nieznaczącego miłowania,—

jeszcze znajomy pies podbiegał

licząc na wsparcie.

 

Nie masz już nic

osaczony

poza tchnieniem życia

i wibracją śmierci

nadspodziewanie —

w realnym Hadesie,

w uwierzytelnionym teraz

pomroku Szeolu.

 

To schizofrenia,

zawsze możliwa

i na podorędziu,

/ ale w świadectwie

czystej — odpowiedzialności /,

wyjęła cię żywcem

z myśli, uczuć i rzeczy:

przezroczystego,

nietykalnego,

bez siebie,

tak ustanawiając:

sprawiedliwość poprzez nieobecność,—

nieuczestniczenie

w powszechnej miernocie

pozorów, imitacji,

namiastek, surogatów —

definitywnej kołowacizny.

 

Tylko w pamięci - niepokój,

jakby coś było - kiedyś,

za widnokręgiem.

 

Ale wiedziałeś, niestety,—

już to zawczasu przewidziałeś,

że, za widnokręgiem,

jak gdyby nic

kryguje się drugi

oczodół widnokręgu.

 

Wzywałeś więc po imieniu

wszystkich znanych ci bogów i ludzi —

niepotrzebnie.

 

Teraz leżysz,

w prostym

jak osiem błogosławieństw

wypełnieniu,

twarzą do ziemi,

obmacując wokoło

laską ociemniałego,

we wszawym przytułku

głucho-niemych rzeczy.

 

Hiob miał się lepiej

przy tobie

Biedaczyna z Asyżu

byłby bogaczem.

 

 

 

I wy przechodźcie

idący pielgrzymi

choćby nie kłamiąc

płomieniowi życia,—

gdyby i nawet

w niedomówionej — tutaj

ekonomii dróg

nie było nic

poza upadkiem

 

to jednak zawsze

bydlęcym

i   l u d z k i m  upadkiem .

 

 

11.

 

Dialektyka nieskończonego.  II.  D r  o g a.

W żywym strumieniu istnienia.

 

 

Ponad skłębieniem wód, ponad ciężarem ziemi

miłość wywierca nas w płomienie,

w światłorosnący ogień.

 

W odmęcie przemijania

zachłannym wężem konieczności

inny już Czas wykształca.

 

 

Miłość jest odwołanie,—

wybawieniem od pełzania, --

nieogarnionego

przekleństwa wegetacji —

na widnokręgach spodlenia

poddaje nam skrzydła do lotu.

 

W prawodawstwie świata,

w jego rdzeniu, odbiciu

więziennym

jest ona wywołaniem

Nowych horyzontów —

także nową i niezgłębioną

siłą

tryska w tych pustkowiach,

jak owocem spojrzenia

przemieniającego.

 

 

Przejawia się w ciele

pięknymi rytmami,

tak niepodobnymi

przypadłościom sarks, — tym

zjawianiem się totalnym

ludzkiej cielesności, owego mięsa

małopojętnego

w nieujarzmionych

wielkościach myślenia;

 

to miłość jedynie

podnosi strzeliście

samoostrza duszy —

 

do królestw zwycięskich

i Miast upragnionych.

 

 

Sprawność miłości,

jej jakość

silniejsze są

niż pastwa śmierci,

moc miłości jest jakby równa życiu.

 

Jest ona naszą

bogopodobną potencją.

 

Miłość jest ostatecznie

szczęśliwym spełnieniem

wolności człowieka i materii ludzkiej,—

będzie spoiwem wszechjedności.

 

 

 

Zaprzysiągłem sobie: podaruj mi miłość

bez miłości zesztywnij i przetocz się w ziemię.

 

 

12.

 

Dialektyka nieskończonego.  III.  Przejście.

Wiersze Nowe. Posłuszeństwo nadziei.

 

 

Stare to błędzisko, wreszcie, może jedyne,

wylęgłe gdzieś w jaskini Cro-Magnon, na skalnych ścianach,

narzucić Ponadludzkiemu wizję swojego zbawienia,—

to tak, jak gdyby zbawiać Jego samego.

 

Dlatego Ci się poddam, Boże,—

jak ciekły wosk, jak się oddaje szmatka

wmierzwiona w bębnie potwornej wirówki;

nie będę,

abym był,—

już nawet

nie z obolałej miłości do Ciebie,—

ale z rozmysłu rachunków,

z premedytacji pokory.

 

Poślij mnie, jak sobie zechcesz

na pośmiewisko,

zepchnij mnie do więzienia

i nakaż mnie stracić,—

utwórz mnie sobie, w końcu,

człowieczkowatym robakiem

rozedrganym w pręgieżach

gromowładztwa bogów i ludzi:

.

Będę z bólu płakał,

lecz będę się cieszył —

ponieważ

jota w jotę, koma w komę

samą doskonałością

i Syjonem piękna

są ciernie na skronie, na oczy

Twej woli.

 

 

13.

 

Dialektyka nieskończonego. IV. Łaska.

Wiersze Nowe. Epikleza. Hymn.

 

 

O Duchu

Święty, Święty

zstąp;

Ty Wstrząsający —

porażasz nas światłem zwycięskim

niezasłużenie

i,  do wnętrzności,

aż się kurczymy żarliwie

ze wstydu

i miłości nowej,

jakby nie przeczuwanej,—

Skarbnico Życia

ponad wszystkie śmierci.

O Duchu Święty,

chcę wypowiedzieć,—

najsłodszy

Oswobodzicielu,

Wietrze Wyzwolenia

podmuchami Prawdy;—

oto na klęczkach

rozłożony

do drgającego

nadzieją prochu

oczekuję Cię

i oddycham

w Twoim muśnięciu.

Dlatego jestem,

jak nigdy dotąd

nie wymarzyłem nawet, w konsystencji

Twych uwielbionych Ogrodów —

przebiegających zaprawdę

od rdzenia Kosmosu

do przepaści Chwały,

przebogatych w Twym darze,

tryumfujących najszczęśliwiej

po zbawione wieki

sercem

Bożej Jasności.

Łamie się wszelkie prawo,

płoszy się dobro

wypracowane w trudach,—

jarzy się teraz straszliwy

słup Twojej woli,—

słońce uciekło zawstydzone

przed Twym oddechem

przebóstwiającym niewyobrażalnie

nas —

pielgrzymów

z Twojego rozkazu.

 

 

 

Zstępujesz Światłości

i pogrążamy się

w Istnieniu, które jest Pięknem,

w Pięknie, które jest Dobrocią,

w Dobroci, która jest Mądrością,

w Mądrości, która jest pełnią

bezgranicznej Wolności;

pogrążamy się w Wolności, która znów

jest Istnieniem.

 

 

I tak w nieskończoność

chwalimy  Cię, Panie,

Ojcze nasz,

Matko nasza.

 

 

14.

 

PAMIĘCI   PATRIARCHY  EKUMENICZNEGO

 

ATENAGORASA I.

 

UJĘCIE:

 

„Mistyka i eschatologia zdają się utożsamiać. Doświadczenie

mistyczne chrześcijan, całe życie wewnętrzne Kościoła zawiera

się w oglądzie rzeczy ostatecznych, w realizacji Boskich

obietnic, w nadejściu Jego Królestwa”.

 

Divo Barsotti, Misterium chrystianizmu

 

 

Zapytany o granice czasu.

 

 

Pytasz, co się wtedy stanie.

Tak będzie: wszystko, co jest

dąży do pełni swego bytu

lub pełnej nicości.

 

 

Materia?

Jest naszą ukochaną narzeczoną,

którą poślubimy w Bogu,—

jak i  ten świat

niedoskonały —

pełen nadziei,

w drodze.

 

 

Atenagoras I (1886–1972) abp Konstantynopola i prawosławny patriarcha ekumeniczny. Na zaproszenie rzymskiego Sekretariatu do spraw Jedności Chrześcijan wysłał obserwatorów na sesję So­boru Watykańskiego II (1962–1965) zwołanego przez papieża Jana XXIII. W 1964 r. spotkał się z papieżem Pawłem VI w Jerozolimie. Dzięki postawie otwartej zyskał sobie w chrześcijańskim świecie opinię największego spośród patriarchów Konstantynopola oraz jednej z najwybitniejszych postaci chrześc. XX w.

 

 

15.

 

Zapytany o Bożą obecność. 

 

 

Ponad wiekami przemkniemy,

tysiąclecia umkną nam spod stóp

otrząśnięci w locie

z mistyfikacji kryształu.

 

 

Przybędziemy do Niego,

wnikniemy w odwieczne zamysły —

zapłaczemy ze szczęścia

i wstydu.

 

 

Tak zrozumiemy Bożą

wszechprzylegliwość.

 

 

16.

 

Pytanie trzecie, o tajemnicę Bóstwa.

 

 

Powiedziałem: ponad wszystko,

nie ma określenia.

Znalazłem: niesłychany,

Bóg jest Niesłychany!

 

 

Najbliższy nam —

nie taki jak my.

On, nasz bliźni,

starszy

i mądrzejszy,—

w swej wiekuistej chwale

kocha nas przez wolność.

 

 

17.

 

Wiersze Nowe.  Z ontologii kretów.

 

 

Zamknięci nieboskłonem

powietrza i ziemi

pokoleniami

uciekają,

 

którzy

w gorliwości zachłannej

zbawiają się przez umniejszenie,

 

 

Bez słupa światła

łączącego w sobie

dwa krańce jedności:—

zplewypowstania

człowieczeństwa krzyża

i ,nadoczywistego

krzyża człowieczeństwa.

 

W murach wewnętrznych,—

jak płonące zwierzę

oswajanego

horyzontu —

 

do jeszcze gorszej

niewoli ślimaka

praktycystycznej

osłony myślenia.

 

 

Uciekają od granic

wołania i zewu

w marności — swojego — rodzaju.

 

 

18.

 

Wiersze Nowe.  Policyjnie o staruchach.

 

 

Mieliście,

mieliście jednak w ramionach

ptaka młodości,

ale on wysechł —

przemijając

nieobecnością w prawach

totalnego Człowieka.

 

I czystą krew marzeń,

wiedzcie!

w nad-możliwościach

bogów

pięknego wejrzenia,—

krew niedotykalną,

przemieniliście sobie,

jak rzeźnik kaszankę,—

w głupio-chytre cwaniactwo,

w płożenie się

zwojami ziemi.

 

To wy

ponosicie bez  trwogi i drżenia

dzbany wody zmartwiałej.—

Znikąd, tu wam nie wybłyska,

orzeźwiając

zapieczętowane twarze,

słup klarowności,—

przebiegający

od wnętrza żywiołów

do nieistniejących przecież

krańców człowieczeństwa,—

to tak mówię,

jakby lazuryt nieba

został się

jarmarczną makatką,

obdarowaną jeszcze medalami.

 

Nie  zrozumieliście  bowiem tego nigdy,

glisty,—

1/         że powinny  i to w trybie nagłym

zaistnieć pewne byty,

które nie istnieją;

2/         że nie powinny, tak samo,

istnieć rozliczne byty,

z tych, które istnieją,

3/         i że, na Boga, cokolwiek istnieje

mogłoby być przecież

wielorako lepsze.

 

 

Nie uwierzyliście temu, tryki,

że ważna jest tylko

żądza doskonałości —

dla wszystkich i wszystkiego.

__________________________________________________

 

 

Leżą tutaj przede mną

wasze akta,

nie uciekniecie;

prowadzę dłoń niewyrozumiałą

na przeciw klątwie ołowianych liter,

roztapiających się pod dłonią

bezkształtem plugawym,

jak wasze życie

niewidzące siebie,—

wy staruchy.

 

 

19.

 

Wiersze Nowe.  Ciążenie granic.

 

 

Jeśli nie uwierzysz

w kaskadę światła pełni

niewidzialnego zawsze

stygmatu człowieka.

 

 

Jeśli nie uwierzysz.

 

 

Jerozolimo, Jerozolimo —

niezakłamana śmieciem rekwizytów

ostateczności

pielgrzymujących pokoleń,—

 

 

gdybym ciebie zapomniał

niech przyschną kości moje

do skóry,

niech zorza oryginału

do klepiska kopii,

i, cało-wstępowanie myśli

w siebie,

do horyzontu

skrzepu mięs.

 

 

20.

 

Wiersze Nowe.  Milczenie.

 

 

Taki pręt głosu.

Obrzydliwy.

Dusza popiskuje w kale

i szczur w tęsknocie

za perfumką kału.

 

 

Wietrzą swój eon,

albo słodko-chytrze

wmawiają boskości

swoje interesy.

 

 

Łżą mężczyźni, kobiety,

kłamią niewinne dzieci,

starcy pryskają do niebios

śliną swojego zbawienia.

 

 

Milczeć. Cokolwiek powiemy

wypływa z dymu puchu,

z wysokości grzędy

doskonałości człowieczej.

 

 

 

To tylko On

jest naturalną Sofią.

Cokolwiek mówi lub milczy

jest dnem Absolutu.

 

 

Ta cywilizacja

kręciołków zbawienia,

soterycznej pychy byle-gęby,

rozgadana jest i rozgdakana —

nie słyszą nawet sami siebie,

nic poza — tym

nie rozumieją.

 

 

Milczeć. Gdy skończysz strzępić język, młócić słomę —

dopiero wtedy Duch może się wysłowić;

Duch słowa, nie wcześniej, nie później aż zamilkniesz.

Gdy się otworzysz

w skorupie psiej budy

z lawirowania wokół własnego ogona,

gdy staniesz się tylko

Słuchaniem i Wykonaniem:

przemówi twój Bóg i twój Pan. Ojciec.

Ojciec, Syn i Duch Święty przemówią

z cierpliwej miłości,—

byś powrócił do siebie — we wspólnej Rozmowie,

z ziemi jałowych cystern.

 

 

21.

 

Poezje Wyjścia. Miary zbawienia.

 

 

Dzisiaj już kamienie...

Dzisiaj, dzień śpiewa o tym,

splątanie nocy pogłosem nadziei —      .

Prostują się drogi wezwanego Miejsca,

którym jest Człowiek, aniołowie Ziemi

wędrują spieszniej do swoich przeznaczeń,—

na prawomocnie posiadanym świecie,

i w jednej materii, bliskiej,

jak Chrystus — Obecny

pielgrzymom

odkupienia,—

przez świętą miazgę

niewypełnienia się, niespełnienia

i topór

pouczeń historii.

Tak wędrujemy w bogomyślny Sens :—

Przez wyczucie i zrozumienie ostatecznych wartości i celów

do jedności z Drogą, Prawdą i Życiem,

przez  miłość na Ziemi do nieziemskiej miłości,

przez  dobroć na Ziemi do dobroci Nieba,

przez  wesele, prawość i wolność

na Ziemi synów Bożych

do wesela, prawości, wolności zbawionych i uwielbionych,

I przez  sprawiedliwość na świecie

do sprawiedliwości Królestwa Niebieskiego,

Przez  pokój ziemski

do odwiecznego

 Księcia Pokoju,

Przez  dostatek dóbr ludzkiego świata

do obfitości Niebieskiej Ojczyzny,

przez  chwałę Ziemi Synów Bożych

do chwały Nowego Jeruzalem.—

 

Tak wędrujemy w bogomyślny Sens

Miarą zbawienia.

 

 

22.

 

Wiersze Nowe. Zależności.

 

 

Mam być zbawiony,

mam być potępiony,

pod mieczem kata,

w triclinium Cezara?

 

To wszystko nic,

tylko,—

powiedzieć,

Ty istniejesz. Jesteś.

 

Ta cała, jak jej, kropka wszechświata

więcej jest myślami, niż solennym bytem,—

co ona znaczy

sama w sobie,

będąc erzacem.

Metafizyczną niemotą.

 

Cokolwiek „ens” —

jakoś  tam istnieje,

wbrew potwornemu

absurdowi głupstwa,

żeby „Coś” istniało.

 

Wyprowadzenie:

 

Skoro tak jest”:—

nic dla samego siebie nie istnieje,

nic samo sobie nie wystarcza.—

 

Bóg? —

jest tym wszystkim,

poza tym wszystkim,

ponad tym wszystkim — Jest Wszystkim

 

Bóg —Jest  Nie-Tym,-

(o czym mówię) .

 

 

23.

 

Wiersze Nowe. Kto, co.

 

 

To nie Kościół

zostanie na marginesie

i nie świat zostanie na marginesie,

tylko grzeszni ludzie

pozostaną,—

ale tych,

znowu Chrystus miłośnie ukochał —

w jednym świecie,

i w jednym Kościele.

 

 

24.

 

Poezje Wyjścia.

 

 

Miłosierdzie Boże, spraw, bym gorliwie wzywał

Twoje Imię

i radośnie mógł wysławiać Twą Przedziwną Wielkość.

 

 

25.

 

Słowo

o mistyce eschatologicznej

 

 

Wiedza radosna o skończeniu bytu,

jak tęcze mostów

wzbija się na ostrołukach

czystości — otworzenia się

i sposobach łaski.

 

 

Nie jest myślą i nie jest uczuciem,

Jest przeniknięciem i trwaniem,

oświeceniem —

i światłością.

 

 

Gdzie wszystko, co unosi się

na wietrze zbawienia

jest niezniszczalne —

a przez to możliwe.

 

 

26.

 

Wiersze Nowe.  Aneks.

 

 

Biegnę pod górę,

owocuję,

prostuję kamieniołomy

żywym tchnieniem prawdy,

uwijam się,  jak mogę.

 

 

 

Za bardzo nie narzekam —

skoro jeszcze żyję,—

w mojej pracy

odnowionego świtania wszechrzeczy

tylko plączący,

tylko mi ogon przeszkadza.

 

 

27.

 

Wiersze Nowe.  Na drogach Apokalipsy

 

 

Nie dorastamy jeszcze

do granic bólu materii,

ani do szczęścia

otwierającej się jak niebo

logiki nadziei.

 

 

Jesteśmy nawet niespełnieni

porastającym w światło

owocem tej ziemi.

 

 

Za błaho cierpimy, kochamy,

cieszymy się, wierzymy.

 

A ty byś już chciał

diamentowy szczęk Apokalipsy;

z niewydarzonej,

z nieskonsumowanej —

historii

wstępowania wszechrzeczy

we Wcielone Słowo —

obczyste Nowe Niebo,

obczystą Nową Ziemię.

 

 

28.

 

Wiersze Nowe.  Aksjologia dosłowności.

 

 

Za mało,

wszystko za mało! —

święty Augustyn o spoczynku duszy —

jakby deklamował.

 

 

Wcisnąć się obok,

wgryzać się, opadać,

wołać Nienazwanego

krwią głosu, na oślep

po Imieniu.

 

 

„Nieukojony jest, niespokojny”?

Jest błaznem istnienia,

chwilą dymu,

ontologicznym wężem

samozniszczenia —

 na ścierwie pustyni,

 

 

póki nie wszedłby

i nie spoczął,

już roztworzony —

tu, przed obliczem

Twojego zbawienia.

 

 

29.

 

Wiersze Nowe.  O miejscu przekleństwa.

 

 

Mniej jesteśmy,

niż wiemy.

 

 

Wiemy już,

o radości,

że człowiek

jest krańcem starej

i początkiem nowej —

materii zbawienia.

 

 

Jesteśmy

więzienną kruszyną wszechbytu,

który dźwigamy —

do siebie.

 

 

30.

 

Poezje Wyjścia.  Dwoistość.

 

 

Jakaś enigma to,

magma,

dokładny grób, i morderstwo

samego siebie.

 

 

 

Żyje on, człowiek, na siatce przedmiotów,

wtoczony bez końca,

(z momentem przewagi),—

wszystko się rusza w napowietrzne strony,

bądź do kierunku strategii : nie znamy

 

 

bliżej ; poczuwamy anarchię, jej żelazny porządek,—

i całe, osuwanie się wszystkiego we wszystkim;

na niby, na szczebelku krótkonosych dotarć,

i nie naprawdę;

te smrody miotania

są piękniejsze, wierzymy, przez instynkt przynależności

i wymysł,

od powstawania lilii rozległych perspektyw.

 

 

31.

 

Wiersze Nowe. Zadanie na mały Czas Apokalipsy.

 

 

Wygnaj nas, Panie,

z ojczyzny namiotów;

fontann, cacuszków

i benzynowych,

mechanicznych rajów.

 

 

Wydziedzicz nas, wywłaszcz trochę

walcem żelaznym

kościotrupa losu

z krowiego spokoju

wiedzy bez mądrości,

szczęścia sterylnego od ostateczności

i z zasłonek z rzeczy.

 

 

Pozostaw nas, Panie,

nagich

samym sobie,

abyśmy poznali na otwartej skórze

czyi jesteśmy,—

że  człowiek Twój

jest tym, jest to

po co żyje.

 

 

32.

 

Wiersze Nowe.  Granica „zero”.

 

 

Wypowiedzieć „Ojcze” —

jest więcej

niż zamknąć Kosmos

między zębami: —

 

 

Natłoki sprawnych

Galaktyk,

do sensu —

nagie planety,

z wszech—liczącymi

im kurzy niepokój,

nakręconymi robotami.

 

 

Najmniejsze zdjęcie zasłony

z wytęsknionej Ojczyzny,

tyle jest warte, ile

są warte nasza z niej blizny.

 

 

33.

 

Wiersze Nowe.  Dobrzy poeci.

 

 

Ujęcie:

„Cóż będę czynił w tak strasznym boju,

wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie?”.

Mikołaj Sęp Szarzyński. Sonet IV.

 

 

Dobrzy poeci mażą się w tej glinie

nieodpartego dzisiaj

nacisku krzyku —

nawołując się coraz zawilej,

jak gdyby chcieli ukryć wiadomości

rzężące w gardłach ptaków.

 

Czy, nie z żywego to mięsa

wierteł oczu

rozprzężają i wioną

do ognia pomroki !

swój  lęk,

lęk powyżej wytrzymania? —

podobni w tym do zasypanych

w labiryncie piwnic

zburzonego miasta,— kiedy w mętliku

przecież narzuconego tylko czasu

wymacują i opukują

spieczonymi gorączką rytmami

wciąż nowe obręcze upadku.

 

Nierząd i bezwład konsystencji formy

otorbia, maskuje, wytrawia

szpikulce treści

o dziurach

bytu.

 

Dobrzy poeci, w tym wszystkim

stają się coraz piękniejsi,—

choć w nieskończoność można nastrajać warianty

mozaiki miazgi, ingrediencyj magmy.

A jednak — potrzebną jest rzeczą

łączyć do jedności piękno i grozę:

jako zadatek sił

do ich rozwiązania.

 

 

34.

 

Wiersze Nowe. Wola konieczności.

 

 

Stworzyć to—

poezję zupełną

prześwitywania

płodów genesis

przez okrąg magmy —

 

 

wywodząc światło

coraz wyraźniej,

aż do kryształu

oblicza rzeczy.

Odsłonić byt.

 

 

Przejść przez ogrody

Prawa człowieka

unaczynione

potem nadziei.  —

 

 

Rozpościerają się

o poranku

drżeniem zapachu

strzelistych alej.

 

 

35.

 

Wiersze Nowe.  Poezja.

 

 

Rozwiązywać się przez mówienie.

Mówić tak, by się rozwiązywać.

Łączyć się w myśleniu człowieczeństwa —

płomieniem i krańcem słów

w nową rzeczowość:

dobroci i piękna,

 

 

aż do Logosu

Wyzwolenia.

 

 

36.

 

Wiersze Nowe.  Przewodność.

 

 

Boże mój,

powiedz mi, dlaczego

te ludzkie strzępy,—

do kresu

samostanowienia się jeszcze

obolałego człowieczeństwa —

 

 

doświadczasz przywilejem

niezniszczalności.

 

 

Szpikulcem jestem,

towarzyszem

rozwijania się piekła i raju,—

wygnany nawet

z kamienisk

ciężaru własnego serca.

 

__________________________________________________

 

 

Odpowiedział powstając,

masz być śpiewakiem

Bożej Prawdy

na ten przedział czasu.

 

 

37.

 

Wiersze Nowe. O prawie stworzenia.

 

 

Chodźmy z pokorą po ziemi,

nie mimowolnie,—

jak kobieta brzemienna

czekając na rozwiązanie.

 

 

Jesteśmy tu tylko —

prochem

i przemienieniem,

Stwarzaniem się

zamysłów

przedwiecznej Miłości.

 

 

Odcisk stopy człowieka jest święty,

jest wcieleniem się wizji

samego Boga.

 

 

38.

 

Poezje Wyjścia. Znak pierwszy.

 

 

Zatracili „obraz i podobieństwo” ;

zatracili

absolutność w człowieczeństwie —

przy całej, w pełni psychice.

 

 

Kimkolwiek są

nie objawiają nawet materii,—

jak zlepy pluskiew.

Tych

Jest najwięcej.

 

 

39.

 

Poezje Wyjścia. Przesłanie.

 

 

W drogę,

i w dalszą drogę

odechciewam iść.

 

 

Moja ;

 

nie wasza elita,

ein tausend Professoren ;

 

przez odgłuch pokoleń —

cała czystość dzwonu.

 

Wyczerepiałem już

od kropli mózgu.

 

 

Samotność nasza, kartko,

ogłaszam ci ;

jak płomień świecy

w pożarze.

 

 

40.

 

Poezje Wyjścia.  Pieśń. I.

 

 

Co tak przechodzisz

po badylach, ogrodach ;

po — niespotykalnej

miriadzie — nad piaskiem,

 

 

wędrowcze,  Mariuszem

jesteś każdej Kartaginy,

i bólem obecności

nadziei;   wwiedziony.

 

 

41.

 

Wiersze Nowe. Przyzwolenie.

 

 

Milczysz, mój Boże.

Genialnie to sobie obmyśliłeś.

 

 

A tu się zarzyna

odarty krzyk

więzionego ptaka.

Ośleple łomoczę

ciężarem w kraty.

 

 

Sam jestem kratą,

i krata poza mną.

 

 

Wypuść mnie przecież

gdybyś mnie  wypuścił

spadłbym ołowiem

w wygorzałą nicość.

 

 

42.

 

Wiersze Nowe. Z problemów humanizmu.

 

 

Nie mieć mądrych myśli głupich

problem ludzkiej kwadratury koła

czy można poczynając od ogona

wyjeść się całkowicie

an Sich Ja-nie-Ja

w spirali bytu

kwartalnika humanistycznego

żucie zagadki Fausta Mony Lizy

bez końca i wpływ spółgłosek

u ibn Jakuba

na poetykę Słowackiego.

 

 

Twierdzę, że wiara jest tylko mostem —

niech do paranoi ;

przynajmniej

jest odwrotnością i zaprzeczeniem

tej tu to

paranoi.

 

 

Przesłanie :

 

Nie dotrze moja poezja

do Jasia,

Mieczysława,

Pawła i Gawła,—

przeminiemy sobie osobno,

 z dwu różnych końców —

strawiającego

płomienia wolności.

 

 

43.

 

Wiersze Nowe.  Oczami Gołębicy.

 

 

Kto zrozumiał dosłownie biedę świata,

choć tyle,—

ile demonów, o czarnej i cuchnącej krwi

kłębi się w jednym okamgnieniu

 

 

w proch, w popielisko

upadnie przed Bogiem,

przetworzony odwrotnością tej wiedzy,

bez czucia.

.

 

Nie wstanie,

dopokąd Bóg go nie podniesie,

nowego.

 

 

44.

 

Wiersze Nowe. Spirala światła.

 

 

Zbiegło się we mnie wszystko co najgorsze

w metafizycznych prawach świata ;

niewiarygodne jest,— ale zabójstwa, tortury

poczytuję jeszcze

za swe podrzędne grzechy.

 

A jak mają istnieć ci

od całkowitego człowieczeństwa. —

Wygnani do końca,

do końca odkupieni?

 

Przechodzą,

Jak stygmat narodów

optymalną,

drogą zwierciadła drogi

po spirali światła —

z dna,

 

do dna

Bożego serca.

 

 

 

Chociaż ze wszystkich stron

wpłynęła do mego poczęcia

krew Polaków, Rosjan, Niemców

i innych mieszkańców Północy,—

wiem to, że jestem Żydem z Żyda —

do ostatniego przodka,

z pokolenia Judy,

pokolenia Beniamin,

pokolenia Levi...

 

 

45.

 

Wiersze Nowe. Uczenie nieskończoności.

 

 

Kiedy sobie już wyznaczysz

miarę i wagę,

odmierzysz swój czas

i określisz przestrzeń

 

 

popełźniesz chorym robaczkiem

od ściany do ściany

żelbetowego

bunkra.

 

 

46.

 

Z cyklu (W innym wymiarze).  Szmer.

 

 

W odbiciu spojrzenia

cisza przezroczysta

i kwiatów miłosne

przeginanie ramion :

 

 

W zrównanym horyzoncie

nowego bezkresu

nadchodzącego wiernie

mierzwą konieczności

 

 

rozpoznamy łagodnie

zieleń utraconą —

odnajdziemy przeczystość

różanych oddechów.

 

 

47.

 

Poezje Wyjścia.  Złączyciel.

 

 

On nas hoduje sobie,

Jak ojczysko, lekarz,

położna i kochanka.

 

 

Te pijawki, chociażby,

czy nie Bóg je nasłał :

by spijały krew brudną

zamętu oddzielenia?

 

 

Ile nie wiemy jeszcze,

jak nie przejrzeliśmy :

o miłości Boga

na mgnienie historii.

 

 

48.

 

Wiersze Nowe.  Przejście.  Miejsce kamieni.

 

 

Niech nas zabije noc,

porwie ślepy odmęt materii,—

w dziurach bez wyjścia.

 

 

Nie potrafimy sprostać Duchowi,

miłość na naszych twarzach

jest konturem błysku,

początkiem, zanim zarzęzi.

 

 

Już nas pochłania prawo mętnej rzeki

w wewnętrznym deszczu kamieni ;

za to

ontologiczne miejsce powszechnej niemocy :

Pochłania nas noc.

 

 

49.

 

Wiersze Nowe.  Przejście.  Struktura.

 

 

Nic nie zastąpi pustki po człowieku,

po miłości.

Bóg Ją nie wypełnia.

 

 

Obywatele

pustyni !

Bóg, tylko leczy krawędzie rany

od  takiej pustki.

 

 

Nie, żeby wybrać zło albo dobro —

ale napięcie bez końca :

między, każdym dobrem —

każdym większym dobrem

 

 

do rozwiązania się

nocy pleromy,

południa zmartwychwstania.

 

 

50.

 

Wiersze Nowe.  Przez prawo trzech.

 

 

Strojni są wszyscy bogowie w chwałę

w zieleń i błękit nieba

prześwietleni jak oddech wiosny

w drobinach powietrza

 

 

są ponad krzykiem bezcelowej walki

prowadzącej czasem do kłębka spokoju.

Chciałbyś uciec stąd, ostrzysz pierze

w nieświadomości ciężaru tworzywa

którym sam Jesteś

najgłębiej zanurzony.

 

 

Przebiegają linie w nieskończone strony

we wnętrzu

jednej kuli.

 

 

Chciałby rozpaczą się wkupić

w żywe drzewo bogów

w kryształową jabłoń w jej zielone złoto,

obmyć się w wietrze piękna

powtórnie stwarzającego

z letargu lichoty, z zaciemnienia,

z powrozów zbrzydzenia — przeciw sobie.

 

 

Gdzieście mnie kołowali

dalecy, rodzeni,

zegar serca opukuje krwią

żebra i myśl ledwo zdąża po kartce papieru.

 

 

Zostało tak — źle, dobrze,

orgazm wyniszczenia, obłędzisko

karaluch

nie wystarczy,

żeby się chociaż przybliżyć

wywołać sobie i ściągnąć

Ojczyznę.

 

 

Może już byłem nie-swój

przy poczęciu,

jeśli urodziłem się martwy z tęsknoty

zawodząc po swojemu jak prosię, jelonek.

 

 

Może jest prawidłowość

żeby od życia, do śmierci,

i znów przejść, do najgęstszego życia światła.

 

 

52.

 

Poezje Wyjścia.  Zarysy przeciwieństw.

 

 

Zawiązki kwiatów

w nadziei

pomiędzy piaskiem

i jutrznią kryształu.

 

 

A na rzęsach ludzi kłamstwa

koloidalny roztwór zezwierzęciny ;

i naprzeciwko

odpór.

 

 

53.

 

Poezje Wyjścia. Wyważenie praw.

 

 

Wszystko, co trwa

prawidłowo na miarę —

rozszczepione jest, schizis,

skaleczone

przez zmienną niepełność.

 

 

Cokolwiek ludzkie jest scalone

jest bogiem

z Boga,

albo odchodem piany

i pęczniejącym jest płodem nicości.

 

 

54.

 

Poezje Wyjścia.  Przekładność.

 

 

Po wielkiej burzy

przyjdzie większa burza,

po tej pożodze —

nie taka pożoga;

 

 

że, jak tu żegnam się

płatkiem róży,

dotkniętej kroplą

wieczornych uścisków,—

 

 

tyle zostanie nas, co na rozpłód :

jeszcze gorszego ścieku nosicielstwa.

 

 

55.

 

Poezje Wyjścia.  Z lotu.

 

 

Z kim pójdę.

Kto mi kiwnie głową.

Nienawidzę.

 

 

Czapkę noszę

na sobie —

okiełznania się,

czekająco.

 

 

Jak? jestem.

Nienawidzę was !

w czystym ogniu wierności ;

na każdą chwilę —

gdy jestem :

nie więcej, niż sobą.

 

 

56.

 

Poezje Wyjścia.  Siła, przepona.

 

 

Logos czy lotos czy los

nać ziemniaczana,

skąd ty to wszystko

tak bierzesz ?

gębę

rozdzierasz za-mądrze.

 

 

Z ostrym powietrzem wychodzić

do dzikiej gruszy.—

Wtem,

po kolei, widzisz

ostre powietrze.

 

 

57.

 

Poezje Wyjścia.  Węzeł.

 

 

Ręka zawisła w liturgicznym geście

na szybie noc przepołowiła się ze stękiem,

w ciebie wpłynęła teraz i zawęźliła się ciemność,

twarzą do krzyża;,

gdy przyjąłeś, bez końca, pożar

i męczeństwo ciążenia.

 

 

Jej kropla, energie niestworzonej miłości —

rozdarta na obie strony w swym wionącym ostrzu

przepona nieba

 

 

Nie przeczuwałeś tego —

i poznałeś,

w mgnieniu;

że świat ten, został zbawiony

na nowo.

 

 

58.

 

Poezje Wyjścia.  Z trzech.

 

 

1)         Prawda ! Tylko nas Prawda wyzwoli,—

do siebie samych ;

2)         Z większej światłości, i wzięta — jeszcze wspanialej,

niż kręte „teraz” ;

3)         Nie inna,

lecz bez reszty,

w Jezusie Chrystusie,—

o Królestwie.

 

 

59.

 

Poezje Wyjścia. Ewangelia odblasku.

 

 

Ja też niosę Dobrą Nowinę,

euangélion,

że Jezus Chrystus jest naszym bratem,—

we wspólnej „krwi i kości” przedwiecznego Ojca,

On, zrodzony bez kamienia grzechu.

 

 

W Którym się mieści cała pełnia Bóstwa,—

jesteśmy Jego początkiem, zarodkiem, genem —

podążający do swojej naturalnej pełni

wyłącznego Synostwa,

każdy, do wyłącznego Synostwa i Jednorodzenia,—

 

 

my wszyscy, nierozłącznie — w jedności Zbawiciela :

Ojca, Syna,

i ponad-wiekami

hymnów Ducha Świętego.

 

 

60.

 

Poezje Wyjścia. Obroty.

 

 

Próżno układać wiersze.—

Jest duch i jest

wola

w każdej materii .

 

 

Taki jest sens, wyłożony,

na każdym mięsie :

biegać i wyprzedzać (jego)

wewnętrzną strzelistość,

spiętrzenia się tęsknoty,  ruch

ponad włóknami ;—

 

 

i znów powracać —

trybem,

sobie współległych

idiomów

zaczynu,

z coraz ostateczniejszą

nadzieją światłości.

 

 

61.

 

Zarysy Mowy.  Sygnał.

 

 

Język

upada

pod sklepieniami —

słodyczy Boga.

 

 

Ach, Boże nocy, pomroki ;

Istoto,

nie zechciałeś —

(w naszej tęsknocie),

byśmy odbiegli: ponad  materię,

przepołowieni .

 

 

62.

 

Poezje Wyjścia. Wprzemienianie.

 

 

Błyskawice Boże,

orkany

tną —

w podniesionym niebie.

 

 

Co one tną? ----

Teraz to widzimy.

Nas tną, okrainy

zamętu ludzkiego.

 

 

63.

 

Poezje Wyjścia.  Zwęźlenie.

 

 

Miał rację Camus.

Nędza i grzech.

Obcość

bezmózgowia duszy :

w stosunku do każdego.

poruszającego się

obiektu jasności —

 

 

na nieobecnym nawet

celowniku.

 

 

64.

 

Poezje Wyjścia.  Afekt. I.

 

 

Wyważaj - w sobie,

jak ci mówię,

stercz i wyważaj

 bramy snów :

 

 

do wypleśniałej / róży mięsa,

do uczciwości pustki

mrozu .

 

 

65.

 

Poezje Wyjścia.  Samadhi-joga

 

 

Nie będę walczył.

 

Wiatr przewiał,

huragan

pożarów,

wskroś — ciemiężyca,

i wiaterek

 

przez kreski palców.

 

 

Cztery żywioły

z równoleżnika w równoleżnik

ziemia,

niebo,

suchy odbrzęk kamieni

Eteru.—

Nie będę walczył.

 

 

66.

 

Poezje Wyjścia.  Postrzępy mowy.

 

 

Rysa powietrza zastygła w polocie

zdążając ku mnie ;

w płaszczyźnie jej wewnątrz

żar — kwarc  Zaiskrzył

całą

tęsknotę grawitacji;

 

i zrzedła.

 

 

67.

 

Poezje Wyjścia.  Stacja, logograf.

 

 

Na rogach światła czuwaj,—

tego, co jest więcej niż

dostępkiem mózgu.

 

 

Serce

podobne do ślepego czołgu,

psa gnioto-łomnego ;

Nigdy, nigdy — powiedz,

to,

będzie spełnione.

 

 

Na straży,  daleko,

śpieszę ; nie oglądając się

na żadne —

gdzieś —

słowo.

 

 

68.

 

Poezje Wyjścia.  Sprawa.

 

 

Zetnij mnie, bracie.

Nie  ty uczyniłeś swoją rękę.

Czy  ty

wyklepałeś ten miecz?

 

 

Dostaniesz jeszcze trzy tysiące,  za głowę,

która nigdy nie była mą własnością.

Tnij.

 

 

69.

 

Poezje Wyjścia.  Styk.

 

 

Czy to nie kamień

uwiązł ci na plecach.

Żółty tynk piekła,

Jonasz .

 

 

Do widzenia.

Wszystko,

co — nie przybite

 

z pionem :

zbelkowania Ziemi .

 

 

70.

 

Poezje Wyjścia.  Wykonuję,

     Israel  tak  szedł

 

                          

Obłęd na moją głowę,

tajemna krew na ustach

wstążek pieniących się mydła,

klekotka w odbyt.

I garbaty mur.

 

 

Zwinąłeś w kłębek,

w mazie plamy

syczącej  trucizną

wmiotałeś mnie, codziennie winnego:

 

sobie,

i tej doktrynie,

z pokolenia trądu;

 

 

o rychły krzyż, o sprawne krematorium

modlę się,

 

 

i błogosławię Ciebie,

Jahwe Niesłychany —

za przejmujący wysięg

Twojej myśli .

 

 

71.

 

Poezje Wyjścia.  Wtręt.

 

 

Zczyszczony

do podeszew

wyłyżeczkowany

żrących kwasów ognia

błota

 

 

duch Jego

wyzwolony,

nieważki

 

nie naszedł,

ani szczeliny materii,

gdzie by schronił głowę.

 

 

72.

 

Poezje Wyjścia.  Przejście.

 

 

Nie obiecuję żadnej radości.

Właśnie ,ta

pewność beznadziei

kręgów —

jedyną sobie, radością.

 

 

73.

 

Poezje Wyjścia.  Dobór.

 

 

                                                Z tego

Nic już nie da się powiedzieć

przez cielęcinę i  /  cielę słownika.

 

 

Ale,  z płomieniem

monstrualniej  cisnącym :

 

ślepą krtań nocy

   na języku .

i miąższ

 

 

74.

 

 Poezje Wyjścia.  Legat.

 

 

Świt, ciągle nowy,

korona różowa z cierni,

tylko dla mnie.

 

 

I musi być, gdziekolwiek,

król poetów;

 

który zebrałby łaskawie/

zobrócone,

na przemiał

powzięte,

plony, wiersza mowy.

 

 

75.

 

Poezje Wyjścia.  Z księgi Motyla.

 

 

Ten, który słuchał-by, już

własnej muzyki,

i wierszy własnych,

niewymownie głuchych;

zachowa się —

 

 

na ostatniej

z krawędzi wegetacji :

Bóg —

co  to, niepełnowartościowy .

 

 

76.

 

Poezje   Wyjścia. Don Kichot.

 

 

I.

 

 

Na plecach, na klęczkach

uniósł — samojeden

„zwierciadło  i  kwintesencję”

wszelkiego rycerstwa.

 

 

II.

 

 

77.

 

Poezje Wyjścia.  Zapis.

 

 

Marfa Pietrowna śmierć ;

wymiot, wewnętrzny krwotok

smoły.

Agonai.

 

 

Ręka moja, lewa już,

umarła,—

nogi moje bliźniaczki,

kłody. Pozdrawiam

daleki.

 

 

Widzę,

co nie możemy : dorównać boskości.

 

 

Ale wychodzić,

Wyjść, na Jej  spotkanie.

 

 

78.

 

Poezje Wyjścia.  Afekt. II.

 

 

Omsknięty, od tego tam

między

nawiasami chmur,—

wyciągasz, czaplo, szyję

skrzypidrzewnie.

 

 

Bohater twój ,na ruszcie komina,

wywalił frasobliwy

jęzor  oka.

 

 

79.

 

Poezje Wyjścia.  Wiersz amerykański.

 

 

Mogę jeszcze wierzyć

w genitalia krwi,

najpierwszy syfilis

prawdy; światło

i płomień słomy

Dionizosa.

 

 

 

80.

 

Poezje Wyjścia. Oczymgnienie.

 

 

Słyszę pisk Ziemi,

słyszę pisk — mechanicznej myszy;

słyszę rażoną,

nigdy nie dopełnioną gardziel

tych, co na chwilę, otworzyli

głowy.

 

 

81.

 

Poezje Wyjścia.  Psalm Nowy.

 

 

Jak strumień i kryształ,

nawiew pajęczyny :

 

 

Boskość, świeci  i  pachnie /

w zamysłu rumieńcach .

 

 

82.

 

Poezje Wyjścia.  Oścień.

 

 

Kto nas prowadził ? Noc/ślepa  piany

                                                            nienawiści

kołowrotka rzeczy.

 

 

Wierności  Amen

na tej — dookolnej

bez racji

i  imienia.

 

 

83.

 

Poezje Wyjścia.  Kontrapunkt na śpiewną recytację.

 

 

Chmuro, chcę cię,

taką, jaką chcę cię.

Deszczu zstąp.

 

 

Maso

księżyca,

inna od mitu

powłoki  księżyca.

Poetą  być,  jest  za  dużo,

aby  -  już  być.

 

 

Gdzie każde słowo

pod

słońcem,

Każde słowo

jest  spłoszonym ptakiem.

 

 

84.

 

Poezje Wyjścia.  Przestój.

 

 

Jutro już

zapomnimy  swych  imion.

Nieprzemakalna pięść,

na pewno ;

obnaży   się

imię nocy.

 

 

85.

 

Poezje  Wyjścia.

Do  Wierszy  Nowych.  Pożegnanie.

 

 

Jak jesteśmy czyści /

jesteśmy umarli.

 

I  od  siebie lekcy.

 

 

Z płatkami policzków

ukrwionych Eteru

 

odlatujemy,

na twardy grunt światła.

 

 

86.

 

Poezje  Wyjścia.

 

 

Pozdrawiam

noce cęgów,

pozdrawiam

śniegi  światła;

pozdrawiam  spokój, jaki  można  mieć,

i  wiersz  ten :

Prawa  drogi .

 

 

87.

 

Poezje  Wyjścia.  Udział.

Wielka Spirala światła i ciemności.  Wołanie.

 

 

Z przepaści

śmierci-naszych

wołam do Ciebie, Panie !

z  Otchłani,

 

stworzenie Twoje, honor Twój.

 

 

„Marana tha”, przyjdź !

Jak możesz nie przyjść.

 

 

88./1

 

Krzysztof  Milski   /Brat rodzony Mariusza  /

Wielka  Spirala  światła  i  ciemności.

Wiersz  88, pierwszy. W tej gęstniejącej brei codzienności.

Odpowiedź.

 

 

W  tej  gęstniejącej  brei  codzienności

Objawiłeś mi się

Słowo po słowie

Ty Bóg

Alleluja

Nie  wzywam  Ciebie

Boś  jest

 

 

A  ta kropla  zrozpaczonej  dobroci

Do tej pory i końca

Sączyć będzie

I przeciekać

 

 

Chwała  IHWH

I  dalej  udręka

 

 

88./2

 

Krzysztof  Milski  / Brat rodzony Mariusza /

Wiersz  88, drugi. Nie myśl że się boję.

 

 

Nie myśl że się boję misji życia

Panie Boże

Tylko tak trudno być wzorem

Dla człowieka

I tragiczniej bratem oko w oko

 

 

Idea i przekonanie cudowne manowce

Tak żyłem

Dowiodły do obelg i zaprzeczenia

Tak by było

Gdyby nie przemiana udręki

Za tysiąckroć lub dalej

W  Dobry Byt

Szalom

Do Przebóstwienia