O Poecie

 

 

Mariusz Milski     / 1946-1995 /

 

 

Urodził się 20 sierpnia 1946 roku, kiedy rodzina była na wyjeździe, w Namysłowie. Po kilku latach rodzice z małym synkiem Mariuszem powrócili do rodzinnego Wołomina, pod Warszawą.

Tu spędził dzieciństwo, młodość i tu ukończył Liceum.

W roku 1968 dołączył do młodych Polaków nie godzących się z rzeczywistością, w której przyszło im żyć.

Za kolportowanie ulotek na ulicach Warszawy, aresztowany, przechodził ohydne śledztwa.
Po blisko roku pobytu w więzieniu — uwolniony — nigdy nie został zrehabilitowany.

Od tej pory zaczyna się samotna wędrówka Mariusza. Pobyt w więzieniu, doznane tam cierpienia, tęsknota za Bliskimi: Ojcem, młodszym rodzeństwem: Bratem i Siostrą, za Ukochaną Matką —
z którą łączyła Go bliskość duchowa — wszystkie te zdarzenia przyczyniły się do skrystalizowania Jego światopoglądu, a rozwiązanie odnalazł w Bogu i Ewangelii.
Teraz na dobre zawładnęła Nim Poezja.
Rozpoczął pracę pisarską.
Swój zewnętrzny i wewnętrzny stan opisał w jednym z wierszy:
"Jestem wędrowcem
pielgrzymującym do wnętrza człowieka —
dlatego jestem klerkiem …”
 

Debiutował w miesięczniku "Życie i Myśl" w 1974.


26 czerwca 1976 roku Mariusz i Bożena po długiej znajomości sprzed laty — ślubowali sobie Miłość.

W roku 1980 opublikował / poza cenzurą / tom wierszy "Spirala Światła” I, "Spirala Światła II", "Spirala Światła III" (fragm. tomu).

Radio Józef w Warszawie, już pośmiertnie, — w latach 1996 — 1997 i 2003 r., nadało kilka audycji poetycko — muzycznych z Jego utworami.
Wiersze Mariusza nagrodzone były na Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Leopolda Staffa.
Ostatnio wydany tom "Poezja Wyjścia“ jest wyborem z licznych utworów, które pozostawił Autor.

26 czerwca 1995 roku odszedł cichutko — tak jak żył.
Pozostał z nami na zawsze.

 

 

Wspomnienie zamieszczone w Gazecie Stołecznej z 26-27 czerwca 2004 roku

 

 

Mariusz Milski 1946-1995

 

Mija dziewiąty kolejny już rok - tu - bez Mariusza. Trudno pojąć, ogarnąć minione lata Jego nieobecności. Jest z nami, jest Jego spuścizna literacka; przeżycia duchowe opisane przepięknym językiem wypełniające serca otuchą i nadzieją! Wiele doświadczył w swoim krótkim, przecież, ale tak bardzo obfitującym w przeróżne zdarzenia życiu. Współczujący napotkanym ludziom, potrafił Mariusz jak szaleniec stanąć w obronie drugiego człowieka. Zajmowało Go człowieczeństwo. Był niezwykle wrażliwy na muzykę i piękno słowa. Ciężko doświadczony pobytem w więzieniu, gdy 12 marca 1968 roku został zatrzymany z ulotkami na ulicach Warszawy, skatowany, przechodził ohydne śledztwa. Uwolniony po miesiącach, nigdy nie został zrehabilitowany. Te przeżycia sprawiły, że odpowiedzi na pytania dotyczące egzystencji ludzkiej, cierpienia, sensu i ich rozwiązanie odnalazł w Bogu i Ewangelii.

 

Teraz dużo czytał, rozmyślał i pisał. Bardzo niechętnie i rzadko odwiedzał różne redakcje, otrzymując odpowiedź: „bierze pan wysokie »c« - a tu trzeba pisać o tym, jak się buduje nowy most". Tę swoją postawę wobec otaczającego Go świata określał, mówiąc, że nie będzie służył pieniądzom, nie będzie się uśmiechał pokornie do swoich zwierzchników, ale będzie służył poddanym sobie zależnym od Niego i słabszym. Swoją pracę pisarską, można śmiało powiedzieć, traktował jako służbę wszystkim. To przesłanie zawarte jest w utworze „Chrystus miłośnie ukochał w jednym świecie i w jednym Kościele". Kiedy uchylał swej duszy rąbek, płynęły słowa o tym, jak otwierają się bramy niebios jak o chłodnym poranku, i że nie chce się nawet wspomnieć o tym, co było rzekomo prawdą o torturze; czy kiedy mówił z zachwytem w utworze „Summa" o ziemi ożywionej i zieleni obmytej, która w oddechu Boga igra radośnie, i o miłości przenikającej ludzi, wpółwolnie odpowiadających ... i dalej w „Błogosławieństwie o kolorach" zadziwiał nas, opowiadając o liściach, na których igra Bogopochodny promień, a wtedy pochłania nas zwycięsko nurt błogosławiony i radość - gdy rośnie nieobliczalnie ten pejzaż utkany z białości, zieleni, nadziei...

 

Debiutował w miesięczniku „Życie i Myśl" w 1974 roku. W roku 1980 Jego Przyjaciele opublikowali (poza cenzurą, między ulotkami) tom wierszy Mariusza pt. „Spirala Światła". W latach 1996-97, już po Jego śmierci, wyemitowano kilka audycji radiowych z jego utworami, a także na Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim wiersze Jego zostały nagrodzone. W liście z więzienia do swej Ukochanej Matki, po kilku miesiącach „odsiadki", czekając na śledztwo, pisał: „...Moja Najdroższa Mamusiu! Czuję, że jeżeli odnajdę drogę mi właściwą, to będzie to dobra droga. (ha! i to pisze człowiek/teraz tak sobie myślę/który obiektywnie mówiąc, znajduje się w beznadziejnej sytuacji życiowej, wprost nie do pozazdroszczenia). Jakieś głęboko skryte przeczucie dodaje mi sił i optymizmu. Chyba od miesiąca mam w celi Psalmy Dawidowe w tłumaczeniu Jana Kochanowskiego i ciągle je czytam".

 

Po latach Mariusz powiedział, że tylko Bóg potrafi cały świat przytulić i ucałować; ale i człowiek dużo może wyprodukować piekło dla innych i dla siebie albo przybliżyć początek nieba już tu na ziemi - to bardzo dużo może - mawiał. W przepięknym cyklu „Wiedza i łaska" zawarł wiele ważnych treści, m.in., że logiczną odpowiedzią na nieistnienie Boga jest postawa nadczłowieka Nitzschego i Smierdiakowa-Dostojewskiego. Ale sprawdźmy, ale zbadajmy. Hitler i Stalin - owoce ich były jednakowe, owoce są jednakowe.

 

W obecnie wydanym tomie wierszy Mariusza pt. „Poezja Wyjścia" - można odnaleźć sens Jego wędrówki, wędrówki człowieka w historii. Jest to wybór z licznych utworów pozostawionych przez Niego. Jeszcze w lutym 1995 roku mówił do mnie: Nie bój się, Bożenko, ja i Ty dożyjemy późnej starości z łaski Bożej osiągniemy późny wiek, ale dalej, czy to prawda, nie ilość lat, lecz jakość będą wam policzone - a w kwietniu, na dwa miesiące przed śmiercią zwierzał się, że nie umie nie pisać wierszy, to dla Niego nakaz Boży i odruch bezwarunkowy wszystko przemieniam w poezję - powiadał. W recenzji Jego książki pt. „Poezja Wyjścia" Anna Rasztawicka napisała: "... Mariusz Milski określał siebie „jako śpiewaka Bożej Prawdy" na ten przedział czasu i kiedy czyta się Jego wiersze, trudno się z tym nie zgodzić... Autor nie daje swojemu czytelnikowi gotowych, uproszczonych recept na życie. Przemyślnie wprowadza odbiorcę jakby na początek metafizycznych rozważań po to, by ten już sam mógł je poznawać...". 26 czerwca 1995 roku w 19. rocznicę naszego ślubu odszedł cichutko, cierpiący, chociaż jest! Przez te wszystkie lata pisaliśmy do siebie „codzienne liściki" - zawsze razem i tak już zostało.

 

Bożena